Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pani nie może zostać w sieni... — zaprowadzę panią do salonu gdzie pani wygodniej będzie czekać, przy kominku.
— Nie — odrzekła wdowa, któréj twarz zbladła straszliwie pod zasłoną, mam pana poprosić o jedną łaskę.
— O co, łaskawa pani?
— O pozwolenie pomodlenia się przy zwłokach...
Mocno zakłopotany tém niespodziewaném żądaniem, Klaudyusz się zawahał.
— Ależ pani — wyjąkał, — ja nie wiem...
— Nie odmawiaj mi téj łaski, zaklinam cię... — odrzekła Małgorzata z żywością, jestem dawną przyjaciółką pana Vallerand... przyjaciółką niegdyś bardzo mu drogą... nie odmawiaj mi pociechy pożegnania zmarłego po raz ostatni. Odmowa zakrwawiła by mi serce...
Wierny sługa spuścił głowę!
Słowa i ton mowy nieznajoméj nabawiły go głębokiego wzruszenia.
— Nich i tak będzie rzekł niepewnym głosem... — Proszę pani.
Otworzył boczne drzwi, dał Małgorzacie znak aby za nim poszła, przeszedł pusty pokój, podniósł portjerę z grubéj tkaniny i rzekł.
— Oto jest pokój zmarłego.
Pani Bertin zbliżyła się i rzuciła na pokój pomięszane spojrzenie.
Naprzeciw niej stało łóżko.