Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kroćset! — zawołał Jarrelonge uderzając się w czoło. — Aresztowano córkę hrabiego i oskarżono o otrucie ojca!... Ależ to jest fałsz najzupełniejszy!... Panienka jest niewinna jak nowonarodzone dziecię!...
„Sędziowie, którzy widzą tylko koniec swojego nosa, zdolni są uznać ją za winną i wyprawić ją franko na tamten świat!... Precz z temi niedołęgami, sędziami.
„Ależ, chwilkę!... Ja tu jestem!... ja mam w ręku dowód niewinności młodej panienki, zaniosę go do sądu... ja lubię sprawiedliwość.
Nagle Jarrelonge zatrzymał się i zamiast uderzyć się w czoło jak za pierwszym razem, zaczął się w nie tylko skrobać.
— Co? co? — mówił dalej — ależ ze mnie głupie bydlę!... Jakto ja miałbym to zanieść, aby mnie wybadywano zkąd to mami aby mnie wsadzono do ula, zamiast mego, zacnego przyjaciela Leopolda, który ukradł ten rękopis w pałac u hrabiego razem z innemi rzeczami... Łajdak!... więc mu na to było potrzeba wytrychów... chciał sam działać, bezemnie?
Uwolniony więzień milczał przez dosyć długą chwilę, poczem namyśliwszy się, mówił dalej:
— No, ale dla czego on to ukradł? Dla czego on chce, aby panna de Terrys niewinna, została skazaną?...
„Figlarz z tego Leopolda... on tego nie robił bez przyczyny... zatem ją ma...
„Jeżeli skradł rękopis, to nie dla tego ażeby go drukować... Musi tu kwestya pieniężna popychać