Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Możesz wierzyć matko w to teraz. Ów nędznik prowadzący haniebną tę spekulację, został przezemnie powiadomionym, iż posiadam potrzebne pieniądze. Nie będzie chciał chybić na schadzkę, jaką sam oznaczył. Rad będzie pochwycić coprędzej tak wielką sumę. Ach! należałoby sądzić, iż niema sprawiedliwości na tym naszym świecie!
— Ale jest ona tam w górze! odpowiedziała Henryka wznosząc rękę ku niebu.
— Bóg, moja matko, jak gdyby chwilami widzieć tego niechciał.
— Nic! moje dziecię. Bóg czuwa bezustannie! Cios uderza w przestępcę częstokroć wtedy, gdy sądził się on być bezpiecznym zupełnie. Powiadam ci to Andrzeju, i sam wkrótce się o tem przekonasz, że ten, który się pragnie zbogacić temi pieniędzmi, nie długo będzie się cieszył owocem swej zbrodni.
— Oby Bóg wysłuchał słów twoich!
— Wysłucha mnie! Słucha mnie teraz, czego dowodem jest, że wrócił mi ciebie. Tu uścisnąwszy swojego syna, Henryka mówiła dalej: Zostaniesz przy mnie nieprawdaż? do chwili, w której obecność twoja będzie potrzebną gdzie indziej.
— Radbym cię nieopuszczać wcale! odrzekł młodzieniec. Mam jednak dwa święte obowiązki do spełnieni. Osądź sama? Czyż nie potrzeba co rychlej uspokoić tę nieszczęśliwą ukochaną istotę, która z nadmiaru trwogi umrzeć może, widząc iż przemijają bezskutecznie godziny, a termin fatalny się zbliża?
— Tak, tak! masz słuszność! zawołała pan de’Au-