Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzyło w starca tak nagle, i w tym celu badać służących zaczęła.
Józef nie przewidując, że swemi słowy zatapia ostrze sztyletu w serce swej młodej pani, opowiedział jej bez wahania szczegóły dnia tego.
Ten cios ostatni dopełnił miary.
A więc ów człowiek, do którego odtąd należała i którego miała kiedyś nosić nazwisko, ten człowiek, ów hrabia Loc-Earn był nędznikiem, przestępcą, złodziejem!
Henryka wydawszy jęk ciężki, padła bez życia na ziemię, w owej sypialni, do której kilkoma miesiącami wprzódy Robert Loc-Earn nikczemnie zakradł się wieczorem.
Gdy jej się docucono, majaczyła w obłędzie. Wybuchnęła gwałtowna gorączka, w jakiej przez kilka dni pozostawała pomiędzy życiem a śmiercią.
Zwolna nastąpiła rekonwalescencja, a z nią pamięć i przytomność wracała. Natenczas, myśl straszna nią zawładnęła, nie zostawiając na chwilę spokoju. Tą myślą było jej dziecię! Nic nie wiedziała co z tem dzieckiem się stało, i żadna najmniejsza wskazówka nie była jej w stanie ku niemu doprowadzić.
Nie mogła odnaleść owego ponurego domu, w jakiem to dziecię na świat wydała, ponieważ nieznanem jej było nazwisko akuszerki! Żadne, najsłabsze nawet światełko nie rozjaśniało otaczających ją w okół ciemności.
I otóż owa niewinna, drobna istota, na czole której spoczął jej ostatni gorący pocałunek, jej syn, będzie wzrastał, i zginie gdzie w nędzy, jak owe opuszczone,