Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Chcę twego dobra. Tylko się nazbyt nie gniewaj. Obmyśliłem przyszłość dla ciebie, przyszłość roskoszną, szczęśliwą, zobaczysz!
Tu, wybuchnąwszy powtórnie śmiechem postąpił o kilka kroków dalej, i postawił lampkę na stole, przysuniętym do ściany.
Dinah, spostrzegłszy swobodne przejście, poskoczyła ku drzwiom, lecz Sariol zastąpił jej drogę a zamknąwszy drzwi na dwa spusty, schował klucz do kieszeni.
— Ha! ha! ha! chciałaś mnie zdradzić? zawołał, chciałaś mi z klatki wyfrunąć? Nie pozwolę na to, koeczko! Klatka jest dobrze strzeżoną.
Zawiedziona w swojej nadziei dziewczyna cofnęła, się w najdalszy kąt izby.
— Powtarzam, zawołała, że pana nie znam wcale. Dla czego za pomocą haniebnego podstępu sprowadzono mnie tutaj? Dla czego zostałam uwięzioną? Proszę mi to powiedzieć, a potem wypuścić mnie z tego domu!
— Tra... ta... ta., ta! przerwał, śmiejąc się Sariol. Twa buzia miele jak wiatrak. Oj! wy, kobiety, kobiety! Powiem ci mój klejnociku, wszystko, wszystko opowiem, i wyjdziesz z tego domu ale jutro rano. Dziś, musisz mnie wysłuchać, a potem urządzimy sobie wspólnie śliczne maleńkie gospodarstwo!
— Gospodarstwo? powtórzyła Dinah.
— Tak, gospodarstwo, rzekł Sariol. Urocze gniazdko dla dwóch turkawek. Będziesz zadowoloną. Ja ci niczego nie pożałuję. Będziesz opływała w dostatki. Posłuchaj aniołku. Kocham cię, i nigdy o tobie nie zapomnę! Jestem przystojnym mężczyzną. Posiadam dużo