Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

badał, a skoro odkryję przyczynę nie zaniedbani donieść ci o tem.
— Dziękuję! ale to jeszcze nie wszystko, ciągnęła dalej Fanny. Jerzy z dniem każdym coraz bardziej zazdrosnym się staje.
— O kogo, na Boga?
— O wszystkich.
— Dajesz może powody ku temu?
— Troszeczkę. Mężczyźni otaczają mnie grzecznościami. Mogęż temu przeszkodzić?
— Nie, to prawda, lecz niepowinnaś zbytnio ich ośmielać.
— Jestem młodą i ładną. Gdybym nie była zalotną, chybiłabym własnemu powołaniu. Jerzy niechby o tem nie wiedział. Proszę cię baronie wytłumacz mu to.
— Dobrze; niezwłocznie wypełnię zlecenie. Spodziewasz się jutro wieczorem wiele gości?
— Tak: mój pierwszy czwartek będzie świetnym, mam nadzieję. Usłyszymy śpiew, muzykę; poznamy słynnych artystów. Kolacji zastawionej również nie będzie, ale bufety zapełnione wytwornemi przysmakami. Jestem pewną, że dzienniki coś wspomną nazajutrz o przyjęciach w salonach hrabiny de Téjan. Zaprosiłam kilku reporterów, licząc, iż w zamian wydrukują kilka wierszy o tem w Figaro.
— Doskonale urządzasz się moja droga! zawołał Croix-Dieu. Pozwolisz mi wprowadzić dwóch moich przyjaciół, hrabiego de Strény młodego, nader powabnego człowieka, doskonałego gracza w karty, milionera, i pana Paula de Champloup, również pięknego i wpra-