Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jeżeli tego pragniesz koniecznie, odrzekł, wicehrabina Herminia przyjmie cię u siebie podczas nadchodzącej zimy.
— Zrobiłbyś to baronie? zawołała Fanny.
— Przyrzekam.
— Ach! jak jesteś dobrym! Niechaj cię za to uściskam.
— I owszem! odpowiedział wesoło Croix-Dieu. Oto co się nazywa wdzięczność płacona bezzwłocznie gotówką. Powiedz że mi, czy masz jeszcze inne jakie powody do użalania się na Jerzego?
— Zaraz ci odpowiem. Przeszłość mojego męża, jak o tem mnie upewniałeś, jest godną szacunku, bez skazy?
— Tak, możesz przeszukać w niej ściśle, a nie odnajdziesz nic niehonorowego.
— Rozjaśnij mi więc ową zagadkę. Ludzie wyższego świata, jakich u siebie przyjmujemy, ci, których znam, i którzy mi są przedstawianymi, okazują tyle ceremonialnej, zimnej, lodowatej prawie grzeczności Jerzemu, że az niekiedy to razi. Pragną wyraźnie owem zachowaniem się trzymać go zdała od siebie, w pewnej odległości, jak gdyby niedopuścić chcieli wszelkiego poufniejszego zbliżenia się jego ku sobie. Traktują go jak obcego w jego własnym domu. Dla czego to? Powiedz.
— Cóż mogę ci powiedzieć? rzekł baron, niechcąe obrazić Fanny szczerem wyjaśnieniem. Jerzy może ozięble przyjmuje twoich przyjaciół?
— On? Co też ty mówisz? Artystyczne jego zwyczaje usposabiają go więcej do serdecznego przyjęcia niż oziębłości.
— Zatem, nie pojmuję tego; będę jednak śledził i