Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przyprowadzam ci drogie dziecię, rzekł Armand, opóźnionego bałamuta, który pozwolił się haniebnie zdystansować. on. który umie przybywać pierwszym tara, gdzie nie chodzi o kadryla.
Herminia zlekka się uśmiechnęła.
— No przedstaw że swą prośbę, mówił; wicehrabia do Andrzeja, a otrzymasz przyrzeczenie.
— Mogęż mieć nadzieję, że mi pani udzielić łaskawie raczysz choc jednego kontredansa? wyszepnął młodzieniec.
— Chętnie, odpowiedziała wicehrabina, spuszczając oczy na karnet halowy, aby nie spotkać spojrzenia markiza. Nieszczęściem jednak przybywasz pan zbyt późno. Do czterech pierwszych kadrylów jestem już zaproszoną.
— Tylko do kadrylów? zapytał.
— Tak jest.
— A zatem, racz ranie pani łaskawie zapisać do walca.
— Radabym, ale to niepodobna, odrzekła po chwili wahania.
— Pozwolisz pani zapytać o powód tej niemożebności?
— Jest to nader prostem. Nigdy dotąd jeszcze nie walcowałam: a to miejsce sądzę byłoby źle wybranem na pierwszą lekcję w tym rodzaju.
San-Rémo nie śmiał nalegać. Pan de Grandlieu przyszedł mu z pomocą.
— Nie uznawaj że się za zwyciężonego, rzekł do Andrzeja. Sądzę, że jesteś tak wprawnym tancerzem jak doskonałym jeżdźcem nieprawdaż?