Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zaledwie pierwsza część tych zabaw się ukończyła, gdy ujrzano pana de Grandlieu galopem powracającego. Jechał on sam.
Herminia objęta trwogą pytać go nie śmiała; wyręczyła ją w tem Dyana.
— Nie stało się wszakże nic złego panie wicehrabio? zapytała.
— Przynoszę tylko wiadomość, rzekł Armand, że San-Rémo i Tonton przeskoczyli przepaść szczęśliwie.
Herminia z lekka westchnęła, które to westchnienie podobnem było do jęku, na szczęście jednak nikt go nie dosłyszał.
— Skok straszny, przerażający! niepodobny do uwierzenia! mówił dalej wicehrabia. Najdzielniejsze wierzchowce ze słynnych stajen angielskich, rozbiłyby sobie czaszki w tym skoku! Tonton wszelako jest zdolnym do wszystkiego. Jego tylne kopyta przebiły głęboką dziurę w trawniku, gdy się przygotowywał do tego skoku. A na drugiej stronie gruntu po nad przepaścią, widać ślady jego czterech nóg. Jeżeli Andrzej San-Rémo wróci zdrów i cały, za co ręczyć jeszcze nie można, w takim razie powiedzieć będzie mu wolno, iż zajrzał w oczy śmierci z bliska.
Pani de Grandlieu słuchała chciwie słów męża, a skoro skończył, powtórnie westchnęła.
Gonitwa osłów zakończyła sportową uroczystość. Zaproszeni wracali drogą do zamku; damy udawały się do przeznaczonych dla siebie apartamentów, ażeby zmienić ubranie na obiadowe toalety.
Herminia drżąca i osłabiona, weszła do swoich po-