Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o mojem szczęściu jak egoistka, nie pytając o twoje. Wszak jesteś szczęśliwą, nieprawdaż, bardzo szczęśliwą?
— Niewątpliwie, odpowiedziała Herminia.
— Pan de Grandlieu jest znacznie starszym od ciebie, mówiła Dyana, lecz jest on pięknym jeszcze ze swemi srebrzystemi włosami; a jaką ma postać wspaniałą!.. Znacznie się lepiej przedstawia od mojego Gontrana. Mój mąż jest ładnym lecz szczupłym i drobnym. Wygląda jak model do rysunku, gdy pan de Grandlieu jest wspaniałym. Patrząc na niego przed chwilą, podziwiałam jego wielkopańską postawę. Zdawało mi się iż widzę przed sobą rycerza z dawno ubiegłych czasów. Przedstawiałam go sobie okutego w zbroję żelazną, z kaskiem na głowie i szpadą w ręku. Tak, on nie należy do owych modnych tegoczesnych modeli! Uwielbia cię zapewne jak jakie bożyszcze. Chowa dla ciebie, jestem pewną, miłość bez granic, kult prawie!
— Nigdy żaden z ojców nie kochał tkliwej swej córki, odpowiedziała Herminia.
— Swej córki? powtórzyła Dyana ze zdumieniem.
— Tak, swojej córki, mówiła pani de Grandlieu. Bo czyliż nie jest prawdziwym ojcem ten, który przytulił sierotę, wychował ją przy sobie, otaczając miłością, bez granic, jaka nie umniejszyła się na jedną chwilę, na jedną minutę.
— Miłość ojcowska, nic więcej nad ojcowską miłość? zapytała baronowa po chwili wahania.
— Ależ tak. Mój mąż nie pojmuje innej miłości. Obecnie tak jak w latach mego dzieciństwa jestem dlań córką, rzecz jasna. Wtedy inaczej się nazywałam, dziś