Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

już wszystko się skończy!
Rozbójnik ów, namówiony przez Sariola, dzięki któremu pani Blanka Gravard miała się nazajutrz obudzić sześciomilionową dziedziczką, spełniał sumiennie zadanie, chcąc otrzymać umówione wynagrodzenie. Zaczął więc ze wszystkich sił wiosłować, a walcząc pomyślnie przeciw falom, skierował łódź na miejsce, w którem po raz ostatni ujrzał głowę swojej ofiary.
Przyjaciel Diny widocznie był już nazbyt zmęczonym. W nasiąkniętem wodą ciężkiem ubraniu płynął powoli, i zdawało się niepodobieństwem, ażeby dłużej nad kilka minut uniknąć mógł śmiertelnego ciosu.
Łódź mknęła nadzwyczaj szybko ku niemu.
Młodzieniec powtórnie się zanurzył w wodę.
Morderca zaklął straszliwie, a otworzywszy nóż, wiszący mu u pasa na rzemieniu, dał nurka i zaczął ścigać pod wodą swą zdobycz.
Gdy w jakie dwadzieścia sekund wypłynął na powierzchnię dla pochwycenia oddechu, ujrzał o kilkanaście kroków od siebie Oktawiusza, z trudnością już oddychającego.
Oktawiusz chciał jeszcze zanurzyć się raz trzeci, ale mu już czasu zabrakło ku temu. Zabójca chwycił go za kołnierz ubrania.
Wtedy to pomiędzy obydwoma zawiązała się walka straszna, przerażająca, której ostatnie smutne rezultaty zdawały się nie ulegać wątpliwości.
Cała przewaga była po stronie mordercy. Przedewszystkiem posiadał on pełną siłę, ponieważ nie czuł nawet początków znużenia, następnie wełniana koszula