Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

trzymywane, które Bóg wie skąd gromadzą swych gości.
Niektóre z tych lepianek niezamieszkałe są wcale, a odrapane i pokrzywione ich ściany zapowiadają bliską ruinę.
Przed jednym właśnie z tych domostw zatrzymał się fiakr. Zakonnica otworzywszy drzwiczki wysiadła. Dinah głowę tylko wychyliła.
— Gdzie jesteśmy siostro, cóż to za miejsce? pytała niespokojnie. Zdaje się, żeśrny już po za obrębem Paryża. Gdzież tu jest szpital?
— Szpital bardzo jest stąd blisko, odpowiedziała szarytka, staniemy przed nim za dziesięć minut. Wszak wprzódy mam polecenie odwiedzić pewną młodą, chorą dziewczynę, której stan zdrowia był dzisiaj bardzo niebezpiecznym. Pójdź ze mną drogie dziecię, wszak nie odmówisz mej prośbie? Widok twej czarującej twarzyczki może korzystnie oddziałać na polepszenie zdrowia tej biednej, i sama będziesz miała pociechę ze spełnionych w dniu jednym dwóch miłosiernych uczynków.
Dinah pragnęła wydobyć się coprędzej z powozu w którym już oddychać nie mogła. Wysiadła więc, a spojrzawszy na tę smutną drogę, ocienioną wątłemi drzewami, na ową walącą się chatę, której pozamykane okienice zdradzały zupełne opuszczenie, instynktownie zadrżała.
— Tu więc idziemy? wyszepnęła.
— Tak moje dziecię, odparła jej towarzyszka. Nie jest tu pięknie, lecz my, które nosimy nazwę „sióstr miłosierdzia“ musimy z powołania być siostrami bie-