Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zawsze z tą Diną!
— Tak, teraz i nadal baronie! odparł Gavard. Pozwól sobie jednak zrobić tę małą uwagę, iż zobowiążesz mnie bardzo, gdy raczysz mniej lekceważąco wyrażać się o osobie, którą nad wszystko kocham i szanuję.
— Ha! ha! szanujesz więc teraz swoje kochanki? zaśmiał się Croix-Dieu.
— Mówiłem ci już niejednokrotnie baronie, że Dinah Bluet nic jest kochanką za pieniądze, zawołał Oktawiusz z podrażnieniem.
— Mówiłeś, lecz nie wierzyłem i nie wierzę temu.
— Daję ci na to słowo honoru! Czy jeszcze wątpisz webec tego?
— Wątpić mi nie wypada. Pozostaw mi wszakże moje przekonania. Powiedz mi jednak, dodał ów chytry opiekun, do czego cię doprowadzi ta twoja platoniczna miłość? Co robisz przebywając po całych godzinach z ową świetną gwiazdą, tak pod względem talentu, jak i swej niezachwianej cnoty?
— Chcesz wiedzieć co robię i robić zamierzam przebywając z nią razem? Kochając głęboko i będąc wzajem kochanym, zaślubia się uczciwą dziewczynę; tak działać powinien mężczyzna z sercem, rozumem i honorem!
Filip zaczął się śmiać głośno.
— Z czego się śmiejesz? zawołał żywo Oktawiusz.
— Otóż więc śmieję się mój chłopcze z twego arcykomicznego położenia.
— Komicznego, w czem takiem?
— Sądzisz więc że twoja matka zgodzi się chętnie na ów piękny projekt małżeństwa?