Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czysto utrzymywane; wdowa miała przyjemną powierzchowność.
Dinah ugodziła więc to mieszkanie bez wahania. Wróciwszy do Oktawiusza powiedziała mu o tem, dodając z zakłopotaniem:
— Właścicielka żąda by jej zapłacić z góry za dwa tygodnie. Jutro mamy piątego, dzień wypłaty w teatrach, odbiorę z kasy moją pensję za upłyniony miesiąc, nie chciałabym jednak dać oczekiwać do jutra tej pani, na tak drobną kwotę. Możebyś mi zechciał pożyczyć do jutra dwadzieścia franków?
Oktawiusz przypomniał sobie mianą w tym względzie z Diną rozmowę.
Mocno wzruszony owym dowodem jej zaufania, wydobył sztukę złota z portmonetki i podał ją dziewczęciu, nie odważywszy się prosić, aby przyjęła więcej.
— Dziękuję, odpowiedziała rumieniąc się, dziękuję, tak za to, jak za wszystko coś dla mnie uczynił! Ach! jak ty jesteś dobrym Oktawiuszu, jak dobrym!
Młodzieniec przejęty do głębi słowami dziewczęcia nie był w stanie odpowiedzieć.
— A teraz, żegnani cię, czyli raczej do widzenia, mówiła z uśmiechem. Czuję się być mocno znużoną, potrzebuję parogodzinnego spoczynku.
— Ale przynajmniej nie czujesz się być słabą? pytał njespokojnie.
— Och! nie, upewniam; i jutro po spokojnie przespanej nocy śladu z tego znużenia nie pozostanie.
— Kiedyż zobaczę cię, droga, ukochana?
— Zobaczymy się skoro zechcesz. Jestem teraz pa-