Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nięcie! Zaledwie wystarczy to na chleb i wodę niefiltrowaną. Pani de Saint-Angot inaczej ocenia tę pracę. Oznacza ściśle sumę na pięćset; to jest, daje trzysta franków za próby, a dwieście za przedstawienia, i własnym kosztem dostarcza toaletę. Tak, to rozumiem. Znać zaraz dystyngowaną kobietę. Pięć luidorów wręczyła mi jako zadatek, mam je w kieszeni. Uczęstowała mnie Maderą i wsunęła mi do worka te trzy butelki i pulardę, pozostałą od śniadania, a oprócz tego i morskie homary. Ach! ta kobieta żywi się wspaniale! Wzdragałam się, niechcąc przyjąć tego, pojmujesz bowiem, że tak wypadało. Słuchać wszelako nie chciała. Zabrawszy więc wszystko w moją torbę, wsiadłam do omnibusu i otóż jestem. Czemu się nie cieszysz wraz ze mną? i stoisz jak posąg nieruchoma?
Dinah opuściła głowę w milczeniu.
— Co ci jest? pytała panna Melania. Powiedz mi co ci się stało
— Chciałabym opuścić teatr, wyszepnęła Dinah.
Stara panna cofnęła się zdumiona wołając:
— Porzucić teatr? żartujesz?
— Nie, moja ciotko... mówię na serjo.
— Ależ ty szalenie teatr lubiłaś. Wszystko tam ci się podobało, aż do suflera.
— Teraz nie lubię tego wszystkiego.
— Odkądże to? z jakiej przyczyny? chciałabym wiedzieć?
— Odtąd, gdym nad tem głębiej się rozmyśliła. Widzę żem rozminęła się z mojem powołaniem. Wątpię o sobie. Niewiem czyli posiadam jakikolwiek bądź talent