Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Miałaż nakazać służbie zachowanie tajemnicy? Zapłacić im za ich milczenie?
Herminia była nazbyt szlachetną, ażeby poniżyć się zechciała do podobnie upokarzającej konieczności jakiej ulegają z potrzeby wiarołomne kobiety.
Co począć w podobnem położeniu?
W końcu ogrodu, przy okratowaniu, stał mały budynek drewniany, słomą kryty. W dolnej izbie chowano ogrodnicze narzędzia. Do jednego pokoju, mieszczącego się na pierwszem piętrze, prowadziły schody wewnętrzne. Pan de Grandlieu przychodził tu niekiedy z Herminią nasycać się pięknym i wesołym widokiem Pól Elizejskich.
Wyplatana trzciną kanapa, takież fotele i stół okrągły stanowiły umeblowanie tego pokoju, którego drzwi były zawsze otwarte. Tu Herminia tę noc spędziła, drżąc z zimna.
Nakoniec zabłysł brzask dzienny. Dostrzegła służących, podnoszących u okien zasłony po pokojach.
Oczekiwała godziny, w której cała służba uda się do oficyn na śniadanie i chwiejąca się, osłabiona, zeszła ze schodów wiejskiego budynku, udając się w stronę pałacu. Mogła wejść do swego apartamentu, nie spotkawszy nikogo. Rozebrała się z trudem, ponieważ mokre jej ubranie przylegało do ciała. Zwinęła ów kostjum elegancki, jaki przedstawiał teraz kupę zmoczonych gałganów i schowała go pod klucz do szafy, poczem położyła się w łóżku i zemdlała.
Pokojówka, wszedłszy około dziewiątej do pokoju, znalazła ją leżącą bez zmysłów. Przestraszona poczęła