Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pomimo wszystko nie umrzesz pani z głodu, wyrzekł Oktawiusz, jestem bogatym.
Jak słońce po burzy, przebijające się z po za chmur, gdy nagle oświetli sposępniałą okolicę, coś podobnego zapromieniało na obliczu tej starej panny. Podniosła głowę, łzy płynąć z jej oczu przestały.
— Pan jesteś bogatym? zawołała, i ja cię nie znałam? Ach! jakiż sprzeczny zbieg okoliczności! Kochasz Dinę i ja nie wiedziałam o tem? Ależ potrzeba ci było mnie to powiedzieć. Bylibyśmy się odrazu porozumieli. Usiądź pan proszę, spocznij na chwilę.

X.

Bieg dalszy i zakończenie rozmowy pomiędzy Oktawiuszem, a Melanią Perdreau łatwo odgadnąć można.
Po kwadransie, młodzieniec wychodził z domu przy ulicy des Marais, unosząc zobowiązanie, podpisane przez starą pannę, że odtąd nie będzie się mieszała do spraw swej siostrzenicy pod żadnym pozorem.
W zamian za owo przyrzeczenie Oktawiusz zobowiązał się dostarczać jej kwotę, wystarczającą na przyzwoite utrzymanie. Obok czego zagroził Melanii, iż gdyby się poważyła zbliżyć choć raz jeden do Diny, pensja miesięczna, jaką jej wyznaczył, całkowicie wstrzymaną zostanie, skutkiem złamania przez nią jednego z głównych punktów umowy.
Nikczemna owa istota, otrzymała piętnaście luidorów, jako zaliczkę, i posłaniec odniósł Dinie pozostawioną przez nią u ciotki skromną garderobę.
Powiedzą czytelnicy i nie bez słuszności może, iż