Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ona nie grała komedji!
Agent uczuł, jak owo zwątpienie pojawiające się przed nim w pierwszych chwilach śledztwa owładać nim powtórnie zaczęło.
Baronowa nie była winną tej zbrodni. Nie wiedziała nawet że morderstwo spełnione zostało. Wierzy w to, że jej mąż żyje. Przekonanie to utrwalało się w umyśle agenta, wszak nic na jego twarzy odgadnąć myśli tego człowieka nie dozwało.
— Widzę, że pan baron, zaczął po chwili, wzbudza głęboki wstręt w pani?
— Tak, nienawidzę go! to prawda.
— Masz pani zapewne ważne powody do uskarżania się na niego?
— Ja się nie uskarżam, uważałabym to za zbyt niegodne dla siebie i żałuję, że okrzyk rozpaczy wybiegł pomimowolnie z ust moich. Posłyszawszy, że pan chcesz mnie odprowadzić do domu mojego męża, nie byłam w stanie zapanować nad sobą!
— Nie mam prawa badania pani więcej, odrzekł Jobin, lecz widzę, że pani jesteś bardzo nieszczęśliwą! Niewiedziałaś więc pani, że wtedy, gdy wspólne pożycie nie do zniesienia ciężkiem się staje, jest sposób uchronienia się odeń. Istnieją środki prawne, legalne.
— Jakie?
— Dajmy na to separacja sądowa.
— Separacja, zawołała pani Worms, a! mój mąż nigdy by się na to nie zgodził! Znam go ja dobrze i dla tego to uciec postanowiłam. Nie udało mi się to obecnie, śmierć tylko może rozkruszć moje więzy!