Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

plecami, a wsparłszy obie ręce na stoliku, zakrywała twarz niemi.
Obok na talerzach stało nietknięte jedzenie. Na łóżku leżał rzucony kapelusz podróżny i wielki szal indyjski o którym przy określeniu ubioru swej pani wspominała Hortensja. Obcisły stanik czarnej jedwabnej sukni uwydatniał kształtne kontury postaci młodej kobiety. Rozrzucone sploty jej popielatych włosów rozsypywały się w nieładzie po ramionach, zwiększając jej piękność.
Baronowa siedziała do tego stopnia nieruchomi©, iż sądzić można było że usnęła.
Na szmer źle spojonych desek podłogi, jakie zatrzeszczały pod butami Jobin’a, obróciła się nagle a spostrzegłszy stojącego w pobliżu młodego mężczyznę w postawie pełnej poszanowania, składającego jej ukłon, podniosła się i odkłoniwszy z lekka, oczekiwała na rozpoczęcie rozmowy.
Na kilka godzin przed tem, jak przypominają sobie czytelnicy, Jobin, z natężoną uwagą śledził portret baronowej, umieszczony w jej sypialni i odfotografował go, że tak powiemy, w najdrobniejszych szczegółach w swojej pamięci.
Obecnie, spostrzegłszy stojący naprzeciw siebie oryginał tego portretu, wpatrywał się. weń ciekawie, stwierdzając zadziwiające podobieństwo malowidła i modelu, zdumiewając się, ażeby jeden dzień troski i boleści mógł sprawić podobne spustoszenie na owej młodej, tak wielce powabnej postaci.
Były to też same czyste, regularne rysy twarzy, ale zmienione, uwiędłe prawie pod naciskiem zgryzoty.