Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pani wyjeżdża, rzekł służący, ale mimo to przyjmie pana barona.
Jednocześnie pokojówka nie ładna, lecz zalotna z pozoru, przybiegła oznajmiając, iż pani kończy ubieranie i prosi pana barona, aby zatrzymać się raczył w małym salonie.
— Dobrze, dobrze! odrzekł pan de Croix-Dieu, niech się nie spieszy, chętnie zaczekam. I z całą swobodą człowieka, znajdującego się jakby we własnym swym domu, minął pierwszy salon w stylu chińskim, ściśle na wzór sal urzędowego przyjęcia w Pekinie przybrany, przeszedł drugi salon w stylu Ludwika XVI-go, pokryty ślicznemi gobelinami rysunku a la Watteau i Boucher’a i wszedł do trzeciego, znacznie mniejszego pokoju, którego ściany przysłoniętemi były jedwabną wschodnią materją w pasy błękitne i białe.
Tu zatrzymał się, a wziąwszy ze stolika najświeższy numer dziennika „Życie paryzkie“, rozparł się wygodnie w fotelu na wprost różowego marmurowego kominka, płonącego żywem ogniskiem i zaczął przeglądać artykuły zamieszczone w tem piśmie, zawierające szczegóły wypadków eleganckiego świata Paryża.
W kilka minut potem, otworzyły się cicho i zamknęły w bocznej ścianie drzwi, któremi weszła młoda kobieta; drobne jej nóżki tak lekko stąpały po miękkim kobiercu, iż Croix-Dieu wcale wejścia tego nie zauważył. Zatrzymawszy się tuż przed oczekującym, wybuchnęla głośnym srebrzystym śmiechem.
— Hal ha! baronie, wołała żartobliwie, raczże przecie spojrzeć na moją osóbkę. Zdaje mi się, że ona na