Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

błotem za najmniejsze pociągnięcie ołówkiem, lub pędzlem? Nadto smutnego doświadczenia! Dość tego. Wszelka praca nie produkcyjna, jest oszukiwaniem samego siebie. Nie chcę oszukiwanym być dłużej. Karty przekonały mnie ubiegłej nocy, iż życie zabaw i rozkoszy jest korzystniejszem nad trud i mozół. Iluż spotykałem ludzi w salonach pół światka dla których walet kierowy i dama pikowa stanowiły dostatni fundusz utrzymania! Czemu nie miałbym ufać, jak oni w swą gwiazdę? Nie próbować szczęścia! Posiadam przezorność, krew zimną, te dwie wielkie zalety dobrego gracza. Nie będę się upierał spostrzegłszy, iż ów los mi nie sprzyja aby nie cofnąć się w porę, lecz przeciwnie, z zuchwalstwem i energją korzystać będę z przyjaznego uśmiechu fortuny. Zresztą, cóż ryzykuję? dodał po chwili milczenia z gorzkim uśmiechem; jeśli mnie gra nie zbogaci, to i nie zrujnuje wcale. Przybywaj więc, hazardzie! Tyś odtąd mym bożyszczem! Znużony wegetowaniem, chcę zacząć żyć nareszcie!

∗             ∗

Podczas, gdy ów człowiek wykolejony, artysta bez odwagi, zasad i przekonań, młodzieniec, żądny rozkoszy, dla którego dwadzieścia pięć lub trzydzieści luidorów były drobnostką godną pogardy, postanowił porzucić dotychczasowy uczciwy zarobek w pracowni, dla wejścia w gwar życia niskiego brudnego świata Paryża, mały czarny powozik, uprzężony w angielskiego bieguna, z woźnicą w czarnej liberji, zatrzymał się przy ulicy de Laval, przed domem, gdzie mieszkał Jerzy Tréjan.