Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go po raz pierwszy ujrzała w teatrze.
Bądź co bądź, obiad spokojnie się ukończył. Książę Aleosco skinął na służącą. Wyszła i powróciła z dwoma lokajami, którzy stół wynieśli.
Usiadłam w pobliżu kominka. Zniknęła we mnie ta dzielność i odwaga, o jakiej poprzednio mówiłam. Zaczęłam się obawiać. Serce mi w piersiach biło gwałtownie tamując oddech prawie.
Aleosco usiadł naprzeciw mnie z założonemi na krzyż rękoma. Czułam ciążące na sobie jego spojrzenie i nieśmiałam podnieść oczu, ażeby się z niem nie spotkać. Nastąpiła chwila długiego milczenia, jaką przerwał tętni słowy:
— Teraz, moja kochana, porozmawiamy oboje poważnie:

XXX.

Siedziałam niema i nieruchoma, jak gdyby nie słysząc słów jego. Książę mówił dalej.
— Wyznałem, że cię kocham, wszakże wiesz o tem?
— Tak, a ja odpowiedziałam, że pan jesteś wstrętnym dla mnie. Mamże ci to powtórzyć jeszcze?
— Nie! odrzekł, nie zadawaj sobie trudu. Kobiety zwykle mówią wbrew myślom i przekonaniu. O! znam ja je dobrze.
— Lecz mnie pan nie znasz!
— Na wskroś, jak inne, moja kochana, zresztą to nic nie znaczy. Jeżeli nie kochasz mnie teraz, nadejdzie chwila gdzie jeszcze pokochasz mnie szalenie.
— Nigdy! zawołałam.