Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ci się podoba. Sądzę, iż przyszliśmy do wzajemnego porozumienia? Proszę więc o zaszczyt obiadowania wraz zemną! Wszakże nie zechcesz mi tego odmówić?
— Czyż podobna mi niechcieć? opowiedziałam z ironią. Znajduję się wszak u ciebie. Jestem uwięzioną. Jesteś tu panem i silniejszym nademnie. Masz wszelkie prawo narzucania swej woli. Lubo jestem posłuszną, ale protestuję przeciw temu!
Roześmiawszy się, zadzwonił. Służąca natychmiast się ukazała. Wyrzekł do niej kilka słów, jakich zrozumieć nie zdołałam a potem, zwróciwszy się, rzekł do mnie:
— Ta kobieta usługiwać nam będzie. Obecność lokaja jest krępującą w podobnem sam na sam nieprawdaż?
— Niewiem! zawołałam. Takie sam na sam przytrafia mi się po raz pierwszy w życiu!
— Doprawdy? zapytał, patrząc we mnie z uśmiechem.
— I wiesz pan dobrze, że ono jest mi narzuconem, że jest mi wstrętnem!
— Ułożymy to wszystko jak najlepiej, odpowiedział, a teraz siadajmy do obiadu.
Tu podniósł się i podał mi rękę, którą odsunęłam.
Jak wiesz, mówiła Fanny zwracając się do Jerzego, tak dnia poprzedniego wieczorem jako i z rana, piłam tylko wodę i nic nie jadłam oprócz kawałka chleba. Głód mi dokuczał niesłychanie. Pomyślałam więc, ponieważ książę będzie jednocześnie jadł ze mną, wszelkie usiłowania w tym rodzaju jakich się obawiałam, niemożebnemi się staną.
Usiadłam naprzeciw niego. Nie jestem wstanie opi-