Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wspomnienia przeszłości sen panu odebrały.
— Nie! nie to, odrzekł pan d’Auberive. Niepokoi mnie twój wyjazd, twoje projekta i nadzieje zdobycia majątku.
— Być może, iż jaka trudność zachodzi z pańskiej strony w udzieleniu mi listu protekcyjnego, o który prosiłem? pytał Robert. Gdyby tak było, cofam to niedyskretne moje żądanie.
— Przeciwnie, jestem gotów dać ci go bezzwłocznie, gdybyś trwał w swoim zamiarze. Przyczyną jednak, wzniecającą moje obawy, jest twa podróż za ocean.
— Jak to, panie?
— Nieszczęściem, nie mogę dzielić twojej ufności, udzielonej mi wczoraj. Liczysz na świetne rezultaty, jakie wydają mi się być wątpliwemi. Niebezpiecznym jest ten twój zamiar, a skutek jego niepewnym. Marzenia o krainach złota, bądź co bądź są tylko złudnemi obrazami! Między szczęśliwymi awanturnikami, którym traf w pomoc przychodzi, iluż z nich bezpowrotnie ginie? Gdybyżeś ty miał znaleźć się w ich liczbie.
— Zdaje mi się, żem panu powiedział, co postanowiłem uczynić w razie niepowodzenia.
— Tak, powiedziałeś, że się zabijesz!
— Jest to rozwiązanie nader logiczne i proste tego długiego dramatu. Spoczynek po trudach, na jaki przyznasz pan iż zasłużyłem.
— Sądzisz więc, iż mogę zaaprobować owo ponure rozwiązanie bez trwogi i głębokiego smutku? Jesteś synem mego ukochanego przyjaciela, a z chwilą, gdy cie poznałem, pozyskałeś mój szacunek, moją głęboką