Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie nigdy! Pozwolę ci iść naprzód, dalej wesprę cię nawet mojem ramieniem, gdyby tego była potrzeba, potrzebuję mieć jednak jakieś zapewnienie z twej strony.
— Nie ufasz mi zatem?
— Zostawmy te głupstwa!
— A gdybym ci przyrzekł?
— Ha! ha! ha! obietnice, przyrzeczenia, wróble na dachu, mój bracie, zaśmiał się Sariol.
— Czegóż więc żądasz nareszcie
Małego aktu, nakreślonego pięknem twem pismem, mniej więcej tej treści:
„Jestem dłużny mojemu przyjacielowi Sariolowi, za oddane sobie przezeń wiadome usługi, okrągłą sumę trzysta tysięcy franków, jaką zobowiązuję się wypłacie mu nieodwołalnie nazajutrz po zawarciu przezemnie małżeństwa z panną Henryką d’Auberive.“
Robert wzruszył ramionami.
— Podobny akt, wyrzekł, nieposiadałby żadnej wartości.
— W obec handlowego trybunału, to prawda, odparł Sariol. We wszelkim jednak innym wypadku, nie zaprotestujesz go, jestem pewny, i zapłacisz mi co do grosza.
— Tak sądzisz?
— Jestem tego pewnym, ponieważ ów akt będzie podpisanym wszystkiemi twojemi imionami i nazwiskami, tak prawdziwemi jak i przybranemu Rozumiesz mnie hrabio Robercie de Loc-Earn? Rozumiesz Robercie Saulnier?...
Robert zbladł jak ściana, zacisnął usta, ponury blask,