Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to przyjemne! Jest to mojem marzeniem, które ty urzeczywistnisz!
Robert otworzył usta, chcąc odpowiedzieć, przerwał mu Sariol:
— Nie trwóż się, wyrzekł, moje warunki będą przystępnemi, nie pokrzywdzę cię wiele. Zadowolnię się do dalszego uporządkowania tej sprawy, dwoma tysiącami franków miesięcznie.
Robert z zachmurzonem wzrokiem i zmarszczonemi brwiami rozmyślał przez chwilę, nagle twarz jego rozjaśniła się.
— Zgoda! odpowiedział, będziesz miał te pieniądze!
— Nie będę ukrywał przed tobą, mówi! dalej Sariol, że radbm coś dostać teraz, na rachunek pierwszego miesiąca.
Towarzysz podał mu bilet dwustufrankowy.
— Wspaniałomyślny przyjacielu! wykrzyknął Sariol, chowając z pośpiechem banknot do kieszeni; a pochwyciwszy szklankę napełnioną winem: Niechaj to wino trucizną dla mnie stanie! zawołał, gdybym miał ci się przenie wierzyć. Jestem odtąd duszą i ciałem tobie oddany. Otóż więc sprawa uregulowana. Teraźniejszość nam sprzyja, pomówmy przeto o przyszłości!
— Jak to o przyszłości?... Śmiałżebyś stawiać mi jeszcze inne wymagania?
— Ależ do pioruna!... za cóżbyś mnie uważał, mój dobry kolego, gdybym poprzestał na tych dwu tysiącach franków miesięcznie wtedy, gdy ty będziesz miał miljony? Powiedziałbyś sobie, żem głupiec, nieprawdaż? a ja tego nie ścierpię. Zostać oszukanym, idjotą.