Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Byłam tego pewną, odgadłam!
— Masz-li powód uskarżania się na ludzi którzy cię pilnowali?
— Nie o mnie tu chodzi! wołała wrząca oburzeniem i gniewem. Gdzie się znajduje panna d’Auberive? Gdzie jest to moje dziecię? Gdzie Henryka?
— Jest na dole. Oczekuje na ciebie.
Stara kobieta z okrzykiem radości rzuciła się ku drzwiom.
Robert zastąpi! jej drogę.
— Jesteś już wolną, moja dobra Urszulo, rzekł do niej. Nie wyjdziesz ztąd jednak, dopóki nie pomówimy ze sobą oboje.
— O czem będziemy mówić?
— Wiele ważnych rzeczy. Siądź i posłuchaj.
— Słucham, lecz proszę, mów pan prędko. Panna Henryka na mnie oczekuje, radabym ją ujrzeć co rychlej.
— Nieco cierpliwości, o niej to właśnie chcę ci cos powiedzieć.
— Ha! odgadłam to i omal nie oszalałam z trwogi i zgryzoty. Podejrzywałam w tem jakąś niegodziwość. Nie mogę powtórzyć co podejrzywałam. Błagam powiedz pan, żem się myliła. Upewnij mnie, że jesteś uczciwym człowiekiem!
— Uczciwym jestem, niewątpliwie, odparł Loc-Earn z ironicznym uśmiechem, honor więc będzie ocalonym i błąd zgładzonym zostanie.
— Błąd 1 jaki błąd? powtórzyła z obawą.
— Otóż potrzeba nam o wszystkiem powiadomić cię, Urszulo. Panna Henryka nieszczęściem...