Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czyś o tem nie wiedział?... Zemdlała tu w tym pokoju... z trudnością przyprowadzono ją do przytomności, a teraz stan jej jest bardzo smutny... Czy myślisz, że młoda panienka, jak ona, ma siły do znoszenia takich wzruszeń, i że jej podobne przejścia nie szkodzą!?...
— Ah! — krzyknął Piotr z rozpaczą, prawdziwie przerażającą — tak! nędznik jestem, przekleństwo nademną cięży!... Najlepiej zrobię, dla siebie i drugich, jeśli pójdę i utopię się... Żegnam cię panie Andrzeju!...
Podmajstrzy rzucił się ku drzwiom... Andrzej go zatrzymał.
— Uspokój się, uspokój!... uniesienie jest złym doradcą... ostateczności nie naprawiają nic!... tu nie idzie o zabicie się, ale o to aby być rozsądnym na przyszłość, i nie popuszczać wodzy szaleństwu, które może cię nakoniec zupełnie opanować. Spraw, żeby panna Lucyna zapomnieć mogła o opłakanej scenie dzisiejszej... a nie przyjdzie ci to z trudnością, ona jest więcej zmartwioną niż rozgniewaną; ona zawsze wierzy w twoje przywiązanie i nie odebrała ci swojego...
— Czy to tylko czysta prawda, panie Andrzeju? — szeptał stary robotnik. — Czy jesteś pan pewny?...
— Jestem pewny, panna Lucyna sama mi to powiedziała...
— A jej choroba nie jest niebezpieczna?...
— Mam nadzieję, że nie!... Po kilku godzinach wypoczynku, dobry anioł tego domu, zajmie miejsce swoje między nami...
Twarz podmajstrzego rozjaśniła się, w oczach radość i wzruszenie błyszczały...