Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wy człowiek chciał mnie zabić — dodał, wskazując na podmajstrzego — a ja broniłem się tylko... oto wszystko co ja wiem... Przy tem przepraszam panią tysiąc razy, za odegranie jakiejś roli chociaż tylko biernej w tem zajściu gwałtownem i jakiemś dziwnem szaleństwie, które zaniepokoiło ten dom i stało się powodem tak bolesnego wzruszenia pani... ale klnę się na moją duszę, że jestem zupełnie niewinny i że nie zgaduję wcale powodów....
— Chciał pana zabić? — powtarzała Lucyna.
— Tak... mój Boże... tak... jaknajprościej!...
— On!... najlepszy z ludzi!... Ale zkądże ta myśl, zkąd to przypuszczenie?...
— Spytaj się pani jego... on może pani odpowie... Co do mnie ja nie znam powodu ani jego nienawiści ani jego wściekłości...
Lucyna zwróciła się do Piotra.
— Słyszysz, Piotrze — powiedziała tonem surowym — milczenie będzie twojem obwinieniem!... trzeba mi odpowiedzieć!... trzeba!... ja tego chcę... ja tego wymagam!...
Stary robotnik podniósł głowę i można było widzieć, że miał oczy czerwone, a twarz oblaną łzami.
— Panienko — wyszeptał głosem tak cichym, że Lucyna prędzej się słów domyśliła niżeli je usłyszała — groźba mnie do szału doprowadziła...
— Groźba?... jaka?...
— Pogroził mi on, że mnie wypędzi z tego domu...
— Czyś pan to powiedział? — spytała młoda dziewczyna pana eleganta.
Maugiron przyznał.