Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zadrżałem pomimo woli... Czyż to nie było ciekawe w istocie, aby przypadek stawiał mnie w możności wejścia w charakterze komisanta, do zakładu, którego bylibyśmy właścicielami gdyby jedyna córka pana Achilesa Verdier nie żyła! Pewno przypominasz sobie zastrzeżenie w testamencie twojego wuja Filipa Verdier, że cały majątek tobie przypadnie w wypadku śmierci dziecka...
Przed przyjęciem, zastanowiłem się głęboko, i przeszedłem sam z sobą bardzo surowy egzamin. Chciałem być pewnym, że najmniejszy zarodek podłego uczucia zazdrości nie wzrósł w głębi mojej duszy, w obec bogactw tak znacznych, do których mógłbym rościć pewne prawa...
Wyszedłem z tego egzaminu zadowolony sam z siebie. Sumienie odpowiedziało mi przecząco. Mogłem stawić czoło niebezpieczeństwu, ponieważ dla mnie to niebezpieczeństwo nie istniało...
Prosiłem o dwadzieścia cztery godzin czasu do namysłu; tego samego wieczoru poszedłem do pana Didier.
— Przedstaw mnie pan kiedy mu się podoba kupcowi drzewa Achilesowi Verdier... Wstąpię do niego jako kasyer i buchalter, na warunkach jakie sam poda...
— Strzeż no się powiedzieć to jemu samemu!... — wykrzyknął bankier śmiejąc się. — Wyzyskał by cię, wycisnął jak cytrynę!.. Ale ja sam ułożę warunki dla ciebie z tym skąpcem, i będę się starał wymódz na nim wynagrodzenie przynajmniej rozsądne... Dwa te zajęcia złączone najmniej warte są sześć tysięcy franków... on płacił cztery swoim dwom ostatnim komisantom... Może uzy-