Przejdź do zawartości

Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łem łódź, odpływającą ku miastu, a na niej stryja.
— Ratunku! ratunku! — Mordercy! — krzyczałem rozpaczliwie.
Stryj odwrócił głowę i ukazał mi oblicze pełne okrucieństwa i przerażenia.
Nic więcej nie widziałem; silne ręce oderwały mnie od burty okrętowej i równocześnie uczułem uderzenie pałką w głowę; czerwony płomień zaświecił mi w oczach i jakby rażony piorunem padłem bez zmysłów.

VII.
Płynę po morzu na dwumasztowcu „Zgoda“.

Przebudziłem się z dotkliwym bólem w kościach; dokoła mnie panowała ciemność, ręce i nogi miałem skrępowane. Uszu moich dochodził szum wody, krzyki majtków, świst wiatru. Cały świat zdawał się kręcić w kółko wraz ze mną; byłem tak słaby i zbolały fizycznie, a w umyśle moim panował taki zamęt, że długi czas biłem się z myślami, zanim zrozumiałem, że leżę skrępowany na dnie nieszczęsnego okrętu i że wiatr wzmaga się na dworze. Ze zrozumieniem jednak położenia, ogarniała mnie rozpacz straszliwa, wyrzucałem sobie własne szaleństwo; gniew na stryja tak gwałtownie wstrząsnął moja duszą, że nanowo utraciłem zmysły. Gdy oprzytomniałem znowu, ten sam hałas ogłuszał mnie i to samo kołysanie przyprawiało o bezgraniczne cierpienia. Do wielu dolegliwości przyłączyła się nieznana mieszkańcowi lądu choroba morska.