Przejdź do zawartości

Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

domo, zwęża się w tem miejscu do szerokości wielkiej rzeki i tworzy przystań dla wszelkiego rodzaju statków. Pośrodku zwężającego się koryta wody widać było maleńką wysepkę ze zwaliskami jakiegoś starego zamku. Od południowej strony wybrzeża zbudowano pomost, dla wygody dobijających doń statków, a dalej trochę, wśród ładnego ogrodu, wznosił się budynek, zwany oberżą Hawes’a. Miasto znajdowało się w pewnej odległości od oberży, która o tej porze dnia wydawała się zupełnie wyludnioną, gdyż statek z podróżnymi odpłynął przed chwilą ku północy. Obok pomostu uczepioną była łódka, w niej stało kilku majtków; Ransome objaśniał mnie, że to łódź, oczekująca na kapitana, a o jakie pół mili angielskiej dalej, pokazał mi „Zgodę“, kołyszącą się samotnie na kotwicy. Ruch panował na jej pomoście, wiatr przynosił dźwięki pieśni marynarzy, zajętych zakładaniem lin okrętowych. Po wszystkiem, co słyszałem w drodze, widok tego statku budził we mnie oburzenie i szczerze żałowałem biednych ludzi, odbywających na nim służbę. Zeszedłszy z pagórka, rzekłem do stryja:
— Muszę cię uprzedzić, panie, że nie dam się niczem skłonić do wejścia na pomost „Zgody.“
Zdawał się budzić, jak ze snu.
— Co takiego? — zapytał.
Powtórzyłem mu słowa moje.