Strona:PL Reid Jeździec bez głowy.pdf/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jakbym chętnie pozbył się go! Szkoda tylko, że inni jadą za nami, bo palnąłbym mu w łeb zdaleka i niktby nie wiedział.
Po chwili Kasjusz zaczął nasłuchiwać. Wszystko ucichło. Nawet nie słychać było tętentu konia. Stamp gdzieś przepadł. Tylko jastrzębie krążyły w powietrzu nad głową jak chmura złowieszcza. Calchun ostrożnie posunął się w głąb zarośli ze dwieście kroków i nagle ujrzał jeźdźca bez głowy. Koń jego stał w kępie krzaków ze łbem spuszczonym, mając nogi zaplątane w poszarpanych cuglach.
— Jest nareszcie! — krzyknął Calchun z jakimś dzikim okrucieństwem i, przypadłszy do konia, chwycił go za uzdę. Zwierzę usiłowało wyrwać się, ale napróżno. Jeździec natomiast nie okazywał żadnego sprzeciwu. Obejrzawszy się, czy nikt nie widzi, Calchun wyciągnął zza pasa sztylet, odchylił płaszcz na piersi jeźdźca i zamierzył się, aby ugodzić go w serce, gdy w tem chwycił go za rękę, jakby wyrosły z pod ziemi, Zeb Stamp.
— Co pan robi? — krzyknął myśliwy.
— Nic, tylko, obawiając się, aby mi ten koń nie wyrwał się i nie uciekł, chciałem mu poderżnąć gardło, — bez namysłu skłamał Calchun.
— Ach, tak? Pan chciał poderżnąć koniowi gardło?
— Naturalnie.
— Tej operacji na jeźdźcu ktoś dokonał już wcześniej. A teraz co pan z nim zamierza zrobić?
— Nic jeszcze nie wymyśliłem, gdyż, jak się okazuje, jest to trup.