Przejdź do zawartości

Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chanym“, bo wyraz „kochanek“ oblewał czoło jej rumieńcem wstydu a nazwa „przyjaciel“ wydawała się jej czczym dźwiękiem. Najlżejsze cierpienie Armanda stawało się dla niej nieznośną fizyczną męczarnią, nie mogła patrzeć na jego nieufność lub niedowierzanie. Zdawała sobie jasno sprawę ze swego położenia, przewidywała nieuniknioną konieczność upadku — konieczność okazania Armandowi tego najwyższego dowodu przywiązania, a przecież teraz... głos zamarł w jej piersiach. Wola jej ugięła się w ostatniej chwili. Czyż znowu ma się rozpocząć to, co w myśli nazywała zawsze „ohydnym targiem“? Ach! gdyby była wolną, gdyby nie miała dziecka, jakże chętnie przystałaby nie na potajemną schadzkę, lecz na ucieczkę z ukochanym, jakże chętnie uczyniłaby dla niego ofiarę z całego życia! Wszystkie te myśli w chaotycznym nieładzie tłoczyły się do głowy nieszczęśliwej kobiety, podczas gdy przechadzała się wzdłuż i wszerz po pokoju. Raz jeszcze spojrzała w pochmurną i gniewem zasępioną twarz ukochanego.
— Przestań się smucić, Armandzie. Zrobię wszystko co zechcesz.
Słowa te, wypowiedziane głosem z głębi serca pochodzącym, zdawały się raczej dziwne niż rozrzewniać młodego człowieka. Ogar-