Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszystkie epizody naszego wspólnego romansu, od najpierwszych. Nigdy, nigdy już takich nie odnajdę, bo druga Antonina nie istnieje i dlatego także, iż nie noszę już w piersi ówczesnego serca. Jakie to serce było szalone w owej epoce i jak biegło ku przyszłości, jak się w nią rzucało, z jakim nierozważnym zapałem, z jaką chciwością życia! Są istoty, które posiadają tę wrodzoną mądrość, że czekają na swoją duszę; które pozwalają uczuciom swoim kiełkować, wschodzić, rosnąć, jak ogrodnik pozwala kiełkować roślinom. Przyjmują życie swoje, jak się przyjmuje pory roku, nie wyprzedzają go. Są inne, których niecierpliwa chęć życia buntuje się przeciw wolnemu biegowi czasu, którzy chcą przejść przez wszystkie uczucia, i to odrazu, których dłonie wyciągają się ku winnym gronom, zanim to dojrzeją, ku kwiatom, zanim się ich kielichy rozchylą. Do tych ja należałem.
Od pierwszych lat dzieciństwa żądza była u mnie siłą niepohamowaną, taką gwałtowną, że wyczerpywała z góry moją zdolność czucia. Zkąd odziedziczyłem ten szał wyobraźni, tę niepowściągliwość żądzy? Nie wiem. Po kim wziąłem, ja, dziecko wzrosłe w otoczeniu starego mieszczaństwa prowincyonalnego, tę niezdolność wytrwania, tę rozpaczliwą żarliwość, która, skoro tylko świat namiętności odsłonił się przed moją duszą młodzieńczą, zwróciła się jedynie, uparcie ku wzruszeniom miłosnym? Nie wiem. Czy może atmosfera niereligijna i sprośna, jaka panowała w obu liceach, gdzie dorastałem, pozbawiając mnie wiary