Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chwilą zegarek i dewizkę. Z gardłem kurczowo ściśniętem, z sercem bijącem gwałtownie, wydobyła zegarek. Wstała z krzesła, tłumiąc ruchy, powstrzymując oddech, lica jej płonęły rumieńcem wstydu, a jednak zmuszała ją do tego kroku namiętność silniejsza od woli, zniewalał szał, rozkazujący próbować wszystkiego, by się dowiedzieć, by się nareszcie dowiedzieć! Tyłem, nie spuszczając z oczu śpiącego ciągle starca, doszła do drzwi, wiodących z sypialni do galeryi. Na dźwięk klamki i drzwi, obracających się na zawiasach, dreszcz wstrząsnął nią od stóp do głowy. Ale stała już w muzeum, gdzie oblicza Madon malowanych przez starych mistrzów, które widziały ją tydzień temu padającą na kolana z taką gorącą żarliwością, spoglądały teraz na nią, idącą na palcach, jak zbrodniarka, do szafki rzeźbionej i próbującą otworzyć zamek najpierw jednym kluezem, a potem drugim. Skoro już zamek otworzyła i, wyciągnąwszy jedną szufladę, a potem drugą, spostrzegła nareszcie wielką kopertę zaadresowaną ręką męża, doznała takiego wzruszenia, że oparła się, by nie upaść; zdawało jej się, że usłyszała w pokoju sąsiednim poruszenie się człowieka, który się budzi... Przestała się wahać. Wzięła kopertę, wydobyła z niej kartki... Oczy jej padły na imię matki, u góry jednej ze stronic. Przeczytała najpierw kilka wierszy a napisanych w Medyolanie: „Nie kocham, nie mogłem kochać Eweliny, jak kochałem Antoninę...” a potem inne, i jeszcze inne... Zgroza tego odkrycia wyrwała z piersi młodej kobiety przeraźliwy okrzyk. Zdawało