Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mną się zajmować, obowiązek wyjazdu jest jeszcze nieodzowniejszy...” Te „jeśli” nie były szczere. Wiedziałem tak dobrze, że Montchal powiedział prawdę. Jjego odkrycie wniosło odrazu jasność do mojej duszy. A czyż nie był też odkryciem, i niemniej niezaprzeczonem, ten żar, jakim pewność, że jestem kochany, rozpalała całą krew moją, ta wskrzeszona nagle żywotność, ta radość, którą nawet w przerażeniu mojem, byłem przepełniony? Ale do tej drugiej prawdy, do prawdy o mojem własnem sercu, dzisiaj dopiero śmiem przyznać się przed sobą. Wczoraj stosowałem się do niej w tem, co dotyczyło Eweliny. Powiedziałem sobie jeszcze: „Chcąc, żeby ten wyjazd był skuteczny w obu wypadkach, żeby położyć odrazu koniec i pewnym plotkom i możliwym uczuciom, trzeba mieć odwagę i wyjechać, nie zobaczywszy jej już więcej. To tak łatwo! Wymówię się nagłem wezwaniem do Nizzy. Poślę ciotce bilecik z przeprosinami, że nie mogłem się pożegnać, Z Nizzy pisać nie będę. Za miesiąc wszyscy w Hyères zapomną o mnie, i ona także”.
Po walce wewnętrznej oczywistość obowiązku wzięła górę. Pogodziłem się z postanowieniem wyjazdu bez pożegnania. Kazałem lokajowi spakować kufry, zażądałem rachunku w hotelu, uregulowałem inne zaległości. Te drobne zaczątki przyśpieszonego wykonywania stanowią ucieczkę woli, która wie o sobie, że nie jest niezachwianą. Dziś rano odchodził pociąg błyskawiczny. Powiedziałem lokajowi, że nim wyjedziemy... Nie wyjechaliśmy i dziś o drugiej, to