Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Była w istocie i narazie ją tylko widziałem w salonie, gdzie znajdowało się około piętnastu osób. Służba nie przyniosła jeszcze lamp i po pokoju, umeblowanym staroświeckiemi fotelami i szafkami z rzeźbionego orzecha, dzień zaczął rozsnuwać owe blade tony, które stanowią właściwość Południa, w porze, gdy słońce zachodzi; następuje wówczas, jakby nagle przejście od światła olśniewającego niemal do światła prawie martwego. Ta jasność bezbarwna odpowiadała aż nadto dobrze wrażeniu, za którem tu goniłem i które odnalazłem niezwłocznie, ale bardziej przejmujące, silniejsze, niż na drodze w lesie. Na szczęście, Ewelina siedziała, gdy wszedłem, w gronie dokoła kominka, utworzonem z gospodyni domu i dwóch innych pań, których nazwiska nie pamiętam, tak, że przedstawiono mnie jej od pierwszej chwili i usiadłem prawie naprzeciwko niej.
Mały de Montchal wziął krzesło i postawił je śmiało obok fotelu młodej dziewczyny. Sposób, w jaki ta gorliwość została przyjęta, dowiódł mi niezwłocznie, że ów niedorzeczny projekt małżeństwa nie ma szans powodzenia. Ewelina nie interesuje się nim wcale, to rzecz oczywista. Ale czy interesuje się kimkolwiek? Czego chce? Co czuje? Co myśli? Kim jest? W ciągu półgodzinnej wizyty nie zadawałem sobie tych pytań, które mi się nasuwają teraz. Zajęty byłem jodynie rozbieraniem szczegółów jej osoby, usiłując przytem nie tracić zbytnio wątku rozmowy. Na szczęście chuda i gadatliwa pani de Vertobanne jest pełną temperamentu Marsylianką, która chętnie