Przejdź do zawartości

Strona:PL Mirbeau - Życie neurastenika.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Więc przyznałeś się jej, żeś dostał te czterdzieści siedem tysięcy pięćset franków?...
— Ma się rozumieć!... Przecież wszystkie dowody są jawne... mają moje pokwitowania...
— To głupie... Po pierwsze, kto ci powiedział, że na oświadczenie Artona zwrócą uwagę. To stara sprawa, którą się nikt nie interesuje. Kto również powiedział ci, że Arton rzeczywiście ogłosił wyjaśnienia. W końcu, tyś taki sprytny i tak umiesz kłamać... Po kiego djabła się przyznawać? Trzeba wszystkiemu zaprzeczać, zaprzeczać fakty, zaprzeczać dowody... W ten sposób pomimo wszystkich dowodów, ludzie, bądź cobądź będą wątpić. Ach, Parsifal... Parsifal... Nie poznaję ciebie...
— Masz rację, lecz cóż robić? Na widok wściekłej kobiety można stracić głowę. Niech djabli wezmą! Mógłbym poradzić sobie z parlamentami, z sądami... Nieraz już wyplątywałem się z takich kombinacji... Lecz przed kobietą, przed moją żoną?.. Rozumiesz?
— Zatem?...
— Zatem, po przyznaniu się zacząłem udawać głupca... Z początku zacząłem zapewniać ją, że rozdałem tą sumę biednym, oddałem ją strajkującym na fundację Floqueta... Lecz to nie osiągło celu, tembardziej, że sam Floquet w czasie tym żył... Ach, biedny Floquet! Wtedy oznajmiłem, że nie ośmieliłem się przynieść do mego szanownego domu tych pieniędzy, ceny mej hańby, mego sprzedanego sumienia, mej niesławy... Wszystko co się podoba, tylko nie to! Ach, żebyś widział w tym czasie twarz