Przejdź do zawartości

Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 13 —

Panna Alina skinęła bardzo niewyraźnie główką, a wsunąwszy rączkę pod ramię szwagra, zasłoniła się nim jak murem przed wzrokiem młodzieńca, który wsiadając do sanek, szepnął z komiczną rozpaczą:
— Dalibóg, ja temu nic nie winien, panno Alino — ale zamiast poprawić, popsuł jeszcze bardziej swą sprawę.
Alinka pozawijała się w szale i koce, spuściła na twarz woalkę, i przez całą drogą ani jednem słowem nie wmieszała się do rozmowy. Dziarskie koniki unosiły szybko saneczki, brzęcząc wesoło uwiązanemi u dyszla dzwonkami. Przed oczami naszych podróżnych migotały znów te ognie różnobarwne, Które Henryk dostrzegł był jeszcze z wagonu; gdzieniegdzie bezpośrednio z ziemi dobywał się gęsty dym i prosto jak słup płynął w górę.
— Ten dym oznacza, że pod ziemią pali się węgiel — rzekł Werthart, odpowiadając na pytania młodzieńca — nie ma rady ani sposobu na wstrzymanie takich pożarów, a niestety, dość się one często w kopalniach przytrafiają.
Po chwili kopalnie, opustoszałe szyby i kolonie górnicze, pozostały daleko w tyle, a nowy krajobraz roztoczył się w świetle księżycowem. Sanki wjechały w piękną topolową aleję, po obu stronach której widniały dachy i płoty porządnych zabudowań gospodarskich.
— Nadjeżdżamy właśnie do Krzyżanowic, poza tą aleją stoi pałac — rzekł Werthart.
— Ogromny gmach, o ile ztąd dostrzedz mogą — zauważył porucznik.
— O, znalazłoby się dość miejsca i na książęcy dwór nawet! Teraz w jednem skrzydle urządziłem śpichlerz, a reszta pałacu zaledwie w połowie jest