Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ale czy był zarobek, czy nie było zarobku, nigdy on do Jakóba poń nie poszedł, ani się upytać niedał.
Nieraz rzekł Jakób Głombik do swej córki Wikty: Wikta, idze do Scepona, niek haw przidzie drew urombać, dostanie wiecerzom i dwa dudki —
albo: Wikta, przeskoknij do Scepona, nieg jego baba przidzie z motykom grule okopować; dostanie połednine i jesce ta co do podołka —
ale nigdy ani Szczepan, ani jego żona na robotę i zarobek do Jakóba nie poszli.
I Szczepan tylko nieraz wychodził na brzyzek, popod las, i patrzał na Jakóbowy majątek — na te niezmierne, nieprzebrane bogactwa.
Ten las, co za nim, za plecami stał, to Jakóbowy las; ten brzyzek, co na nim siedział i za wodą u stóp pastwisko — to Jakóbowe; a potem te pola,