Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

siada w kucki i mruga, mrug-mrug-mrug, tak regularnie, jakby na posadzkę z cegieł padały krople wody.
Trzydzieści i sześć godzin trwa ta nieprzytomność czy też sen. Chłopisko leży z tym łbem omotanym mokrymi szmatami i nie wie o niczym. Czasem podchodzi do niego ów drągal i kopnie go. — Ej ty, przeklęte pieskie ścierwo, wstawaj! Należałoby go, wielmożny panie, zanieść nocą gdziekolwiek i niech go sobie, Panie odpuść, diabli wezmą!
Pan kręci głową. A juści. Zabierze go sobie policja i zaczeka, aż ten zacznie gadać. Nie, nie. Gdy się zbudzi, sam z nim pogadam, a potem się zobaczy. Potem się zobaczy.
Nareszcie drgnęła ręka i chce przetrzeć czoło. Są na czole jeszcze te mokre szmaty, a gdy się je odgarnie, pozostaje pod nimi coś takiego, czego zetrzeć nie można. Człowiek siada i twardo trze czoło. Zawołajcie pana, pan chciał z nim porozmawiać!
Pan z wielkimi brwiami (jakiś wielki pan, zdaje się!) mierzy badawczym okiem tego oberwańca. Nie, to nie Hiszpan, bo troszczyłby się więcej o swoje trzewiki. Gdyby nawet miał już tylko jeden rękaw u koszuli, trzewiki musiałyby polśniewać jak pomarańcze.
Como va — pyta pan.
Muchas gracias seńor.
Yankee?
Yes, sir. No, sir.
— Jak pan się nazywa?
Człowiek trze czoło. — Nie wiem, panie.
— W jaki sposób pan się tu dostał? — sapnął Kubańczyk, podrażniony odpowiedzią.
— Nie wiem, panie. Byłem zapewne pijany. Prawda?
— Znaleźli u pana rewolwer — natarł na niego Kubańczyk.
Człowiek kręci głową. — Nie wiem, nie wiem nic. Nie mogę sobie nic przypomnieć... — Twarz wykrzywiła mu się od wysiłku i zaniepokojenia. Wstał i zrobił kilka kroków. — Nie, nie jestem pijany... Mam tylko... jakby obręcz