Przejdź do zawartości

Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

groziła mojej wolności. Działała też inna ręka, bardziej widoczna i bardziej dotkliwa dla kieszeni. Nazajutrz po wieczorze spędzonym sam na sam z moją «opiekunką» otrzymałem rachunek za wino i suche ciasteczka. Rachunek wynosił tyle, ile kosztowało miesięczne utrzymanie wraz z mieszkaniem. Płacąc za rachunek, pomyślałem sobie, że swoboda moja jest zagrożona, a po kilku dniach przekonałem się jak dalece!
Greczynka i jej mąż stali się moimi nierozłącznymi towarzyszami. Jedli i pili na mój rachunek, ogrywali mnie w karty, nie rozstawali się ze mną.
Któregoś dnia, gdy siedzieliśmy na tarasie, zjawił się ofcer policji, podszedł do mnie i rzekł:
— Mieszka pan tutaj?
— Tak — odpowiedziałem zdławionym głosem.
— Niech pan zechce przyjść jutro do biura policji, ażeby poświadczyć swoje papiery.
Ukłonił się uprzejmie moim towarzyszom i oddalił się.
Byłem zrozpaczony.
— Nie trzeba brać sobie tego do serca — rzekła moja opiekunka. — Mój mąż uda się zaraz do Mamura i zostawią pana w spokoju. Są przyjaciółmi.
Rzeczywiście nie byłem więcej nagabywany przez policję. Szukałem sposobności, ażeby wywdzięczyć się moim przyjaciołom. Wkrótce nadarzyła się okazja.
— Nie mam szczęścia do gry, mój kochany — rzekł Grek jeszcze tego samego wieczoru — czy mo-