Przejdź do zawartości

Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zdawało mi się, że już wszystko poznałem, wszystko wiem, rozumiem i — nikt mnie nie oszuka. Miałem szesnaście lat i własne doświadczenie... To doświadczenie dzieliło ludzi na trzy kategorje: pierwsza, to osoby drogie i kochające, jak siostra i mama; następnie brutale, jak ojciec; wreszcie mili i pełni względów, których należy się wystrzegać.
Unikałem ludzi o przyjemnej powierzchowności, i myślałem o biednym Wilku, który tak długo wzdragał się przed mojemi pieszczotami.
Tak długo wystrzegałem się, aż wreszcie wpadłem w inną pułapkę... Albowiem życie nie dzieli się na trzy kategorje.

Wynająłem pokój nad tarasem wielkiego Concert Yariétés, na placu w Bejrut. Kawiarnia była przepełniona od rana do wieczora. Kręciło się w niej kosmopolityczne towarzystwo. Dla mnie największy urok posiadali aktorzy, występujący w Variétes. Mężczyźni i kobiety, młodzi i starzy, wszyscy byli pełni życia, humoru. Wszędzie rozlegał się ich śmiech wesołe żarty. Dla każdego z obywatelów mieli jakieś miłe słówko... I ja należałem do bywalców.
Artyści składali się z Włochów, Greków, Francuzów. Mieszkali w tym samym hotelu, co ja. Wprost mego pokoju mieszkała para Greków, doskonałych śpiewaków. Mężczyzna mi się nie podobał, ale kobieta była czarująca. Przyglądałem się jej ukradkiem. Zauważyła to, gdy przechodziłem przez korytarz, drzwi z jej pokoju zawsze były otwarte. Zawsze była sama i rozebrana. Bardzo mnie to zawstydzało i starałem