Przejdź do zawartości

Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się u nas bez ceremonii na obiedzie. Po czarnej kawie zostawiłem go z Henryką. Konferencja ich była długa, a rozłączenie nasze postanowione. Powiedziała mi to po odejściu d‘Antoine, płakaliśmy oboje długo, długo, nie mogąc się utulić w żalu. — Kiedy się rozłączymy nad życie kochana? — spytałem. — Jak tylko przyjedziemy do Genewy, dokąd mi będziesz towarzyszył. Postaraj się tylko dla mnie o pannę służącą, która ze mną dalej pojedzie. W trzy dni potem, Dubois, wielce zaszczycony poleceniem, przysłał kobietę lat średnich, Francuskę, szczęśliwą nad miarę, że powróci do ojczyzny. W wilję naszego wyjazdu, d‘Antoine był znowu u nas na obiedzie i oddał Henryce jakiś zapieczętowany list. O zmierzchu wyjechaliśmy z Parmy i zatrzymaliśmy się w Turynie, aby przyjąć służącego, który miał nam usługiwać w Genewie. Piątego dnia podróży stanęliśmy w Genewie i zajechaliśmy do hotelu „pod wagą“. Nazajutrz Henryka oddała mi list do bankiera Trouchin, który miał nam osobiście doręczyć tysiąc luidorów. Właśnie byliśmy przy obiedzie, kiedy ów bankier przyszedł. Doręczył tysiąc luidorów i powiedział Henryce, że przyśle jej powóz i dwóch ludzi, za których ręczy. Potem oddalił się. Była to straszna chwila! Po prostu skamienieliśmy z bolu. Prosiłem ją tylko, by pojechała moim powozem, który był taki wygodny i który nam służył wśród dni szczęśliwych. Henryka zgodziła się mówiąc: — Będzie to dla mnie wielką ulgą, mieć coś twojego. I znowu płynęły nasze łzy, przerywane westchnieniami i owemi apostrofami energicznemi, które kochankowie rzucają rozsądkowi, gdy ich okrutny los rozłącza w pełni szczęścia. Henryka prosiła mnie, abym odjechał z Genewy dopiero po otrzymaniu listu od niej, który napisze na pierwszym etapie swej podróży. Odjechała o brzasku dnia ze swą panną służącą, z lokajem na koźle i z drugim, poprzedzającym powóz. Ścigałem jej powóz, dopóki nie zniknął, potem cały świat przestał dla mnie istnieć. Następnego dnia dostałem list z Chantillon, niestety zawierał tylko słowa pożegnania. Dopiero następnego dnia miałem wyjechać z Genewy, przepędziłem tam jeszcze przeto najsmutniejsze godziny mego życia. Nazajutrz odjechałem ze służącym, poleconym mi przez p. Trouchin do Włoch. Mimo, złą porę wybrałem drogę przez górę św. Bernarda. Przeprawa trwała trzy dni, lecz trudy jej były mi ulgą w mem cierpieniu. Nie czułem zresztą, ani głodu, ani pragnienia, ni zimna, ni znużenia, gdyż nad to wszystko mój ból był silniejszy. W liście Henryki wyczytałem te słowa: