Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ma on żadnego znaczenia, jeżeli zaś nie jestem w błędzie, zależeć to będzie jedynie od pani, czy zechce podzielić się jego treścią. Czy mogę liczyć na to, że pan ten list odda? — Ręczę słowem honoru. Wymieniliśmy głębokie ukłony, poczem pospieszyłem do domu. Zaledwie przekroczyłem nasze progi, powiedziałem wszystko Henryce, oddając jej list. Otworzyła go, przeczytała uważnie i widocznie poruszona, rzekła: — Nie gniewaj się, lecz honor dwóch rodzin związany jest z tym listem, nie mogę ci go przeczytać, a muszę przyjąć p. d‘Antonie, który się mieni moim krewnym. — Więc zaczyna się piąty akt — zawołałem. — Co za straszna myśl! Zbliżam się ku końcowi mego szczęścia! Pocóż tak długo zatrzymaliśmy się w Parmie! O, zaślepieni! Pocóż wprowadziłem do naszego domu tego przeklętego Dubois! — Proszę cię, mój ukochany, pohamuj twą rozpacz. Użyjmy całego naszego rozsądku, aby zapanować nad zdarzeniami. Ja na ten list nie odpiszę, ty musisz mnie wyręczyć. Niech przyjedzie jutro o trzeciej. — Jakąż ofiarę każesz mi spełnić, niestety! Nic nie każę, lecz czyż odmówisz mej prośbie? — Rozporządzaj mną całym, życiem mojem, jeśli tego potrzeba. Dlaczegóż nie odjechaliśmy zaraz po spotkaniu tego faworyta książęcego? — Może to byłoby właśnie dla nas zgubą? Pan d‘Antoine bowiem, chcąc mojej rodzinie dać dowód swej gorliwości, zastosował by z pewnością metodę ścigania nas i szpiegowania. Tego nie ścierpiałbyś, mój ukochany. I popadliśmy w smutek od tej chwili, mówiąc mało a wiele wzdychając. Nazajutrz d‘Antoine stawił się na wezwanie, Henryka zaprosiła go do swego pokoju. Widziałem przez szklane drzwi, że wciąż pisali, przerywając sobie od czasu do czasu rozmową, która, wnosząc z wyrazu ich twarzy musiała być rozstrzygająca. Była to dla mnie śmiertelna tortura. Po odejściu tego okropnego d‘Antoine, Henryka przyszła do mnie z zapuchniętemi od płaczu oczami, lecz z uśmiechem na ustach. — Czy chcesz jutro stąd wyjechać? — O tak! tysiąc razy, tak! Dokąd? — Dokąd zechcesz, lecz za dni czternaście musimy tu być z powrotem. Dałam na to słowo. Mam dostać odpowiedź na mój list. Niema mowy o żadnych gwałtach, lecz nie mogę tu być, ani chwili dłużej! Jedźmy do Medjolanu. Nazajutrz odjechaliśmy. W Medjolanie nie widywaliśmy nikogo, prócz właściciela hotelu, krawca i modniarki. Kupiłem Henryce piękne futro. Była zbyt delikatna, aby pytać mnie o moje zasoby, lecz były one już na wyczerpaniu. Ody powróciliśmy do Parmy d‘Antoine zjawił