Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gibkich pływaków. Serce jej skakało taksamo jak one, w radości szalonej, dziecinnej.
Nagle zniknęły. Wyłoniły się raz jeszcze bardzo daleko na morzu, poczem zniknęły, a Janina przez kilka chwil czuła żal, ze ich już nie zobaczy.
Zapadał wieczór, cichy, łagodny, pogodny, pełen jasności i ukojnego spokoju. Najlżejszy wietrzyk nie mącił powierzchni wody, a ów spokój bezkresny morza i nieba kładł się na dusze śniące, w których również niezamącona panowała cisza.
Kula słoneczna osuwała się coraz niżej ku niewidzialnej Afryce, o ziemi rozpalonej, której żar zdawał się już tu dochodzić; lecz po zniknięciu słońca pewien chłód pieszczotliwy, nie będący jednakowoż najlżejszym nawet podmuchem zefiru, musnął twarze obojga.
Nie chcieli wracać do kabiny, cuchnącej od najrozmaitszych wyziewów, lecz oboje wyciągnęli się na pokładzie, przytuleni do siebie i obwinięci w płaszcze. Julian zasnął natychmiast, Janina zaś leżała z rozwartemi oczyma, podniecona tajemniczością podróży. Monotonny szum kół zdawał się ją kołysać; nieruchoma wpatrywała się w legiony gwiazd, tak jasnych, o świetle kłującem, migotliwem, jakby zwilgotniałem, na niepokalanie czystem niebie południowem.