Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dopuszczających słońca. Objął ich chłód wilgotny, owa wilgoć, co dreszcz wywołuje na skórze i wnika do płuc. Trawa tu zanikła z braku światła i świeżego powietrza, a tylko mchy okrywały ziemię.
Szli przed siebie.
— Ot, będziemy mogli usiąść tam na chwilę — rzekła Janina.
Nieco opodal dwa stare drzewa zeschły doszczętnie; korzystając z tego otworu wśród zielonej gęstwy, potok światła wpływał tam, ogrzewał ziemię, wskrzesił kiełki trawy, brodawników, pnączy, rozwinął białe kwiatuszki, zwiewne jak mgła i naparstnice, podobne do przędzy. Motyle, pszczoły, szerszenie przysadkowate, ogromne komary, podobne do szkieletów much, tysiące owadów skrzydlatych, boże krówki, różowe w czarne punkciki, duże owady o zielonych odbłyskach, to znów czarne, rogate, zaludniały ten kącik jasny i ciepły, wydrążony wśród cieni chłodnych zbitego listkowia.
Usiedli, mając głowy w cieniu, a nogi w słońcu. Przyglądali się temu rojnemu życiu drobnych tworów, wywołanemu przez jeden promyczek słońca, a Janina wzruszona powtarzała:
— Jak tu dobrze! jak piękną jest wieś! Są chwile, kiedy chciałabym być muchą lub motylem, aby się ukryć wśród kwiatów.