Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na jego widok, i ucałował rękę hrabiny, której twarz z kości słoniowej lekko poróżowiała, a powieki zadrgały.
Zaczął mówić. Był ujmujący jak dawniej. Duże oczy, zwierciadła miłości, znów przybrały wyraz pieszczący, a włosy, przed chwilą jeszcze twarde i bez połysku, nagle pod szczotką i pachnącym olejkiem odzyskały swą miękką falistość.
W chwili pożegnania hrabina zwróciła się do niego:
— Kochany hrabio, czy nie przejechałbyś się pan konno we czwartek?
Gdy kłaniając się, szepnął: — Ależ z przyjemnością — ona ujęła rękę Janiny i głosem czułym, suggestywnym, uśmiechając się życzliwie, dodała:
— Och, skoro pani odzyska zdrowie, będziemy galopować w trójkę. To będzie cudowne — nieprawdaż?
Wdzięcznym ruchem podjęła tren swej amazonki, a za chwilę z lekkością ptaka usiadła na siodle, gdy mąż jej, złożywszy niezgrabny ukłon, prostopadle jak centaur okraczał swego ciężkiego normandzkiego konia.
Gdy zniknęli na zakręcie, Julian, widocznie zachwycony, wykrzyknął:
— Co za czarujący ludzie! O to znajomość, która się nam przyda.