Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Po południu Janina weszła do położnicy. — Rozalia, przy której czuwała wdowa Dentu, leciała w łóżku nieruchoma, z otwartemi oczyma, a akuszerka kołysała na rękach niemowlę.
Na widok swej pani, chora zaczęła szlochać, kryjąc twarz w pościeli, cała wstrząsana łkaniem konwulsyjnem.
Janina chciała ją uściskać, lecz tamta usunęła się, zasłaniając twarz. Akuszerka, pośrednicząc, odjęła jej ręce od twarzy, poczem Rozalia leżała już spokojnie, z cicha tylko popłakując.
Na kominku słaby się tlił płomień; zimno było w pokoju, a dziecko płakało. Janina nie śmiała już mówić, z obawy wywołania ponownego wybuchu łez; ujęła tylko rękę pokojówki, powtarzając machinalnie:
— Nic ci się nie stanie, nic ci się nie stanie.
Biedna dziewczyna ukradkiem spoglądała ku akuszerce, a każdy krzyk niemowlęcia wprawiał ją w drżenie; chwilami wyrywał jej się jeszcze z piersi szloch konwulsyjny, a łzy połykane chlubotały w gardle.
Janina raz ją jeszcze uściskała i cichutko szepnęła do ucha
— Już my się tem zajmiemy, bądź spokojna.